Geoblog.pl    marcel    Podróże    India 2009/10    Jak jest zima, to musi być zimno
Zwiń mapę
2009
21
gru

Jak jest zima, to musi być zimno

 
Indie
Indie, Darjeeling
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9416 km
 
Zimno wygania nas ze śpiworów równie skutecznie jak budzik. Przed hotelem czeka już na nas kierowca. Niespodzianka - zupełnie inny, w zupełnie innym samochodzie; na szczęście cena została taka sama. Wsiadamy i ziewając ruszamy na Tiger Hill. Mimo panujących wokół ciemności, nie jesteśmy sami na drodze- to inni amatorzy oglądania wschodów słońca. Kolejna wąska, kręta ścieżka i jesteśmy na miejscu. Parking jest już teraz w połowie zapełniony; na szczęście znajdujemy miejsce przy samej barierce. Marznąc, czekamy na wschód słońca. Niestety już wiemy, że nie zobaczymy Kaczendzongi oświetlonej pierwszymi promieniami słońca. Chmury skutecznie uniemożliwiają obserwację tego trzeciego co do wielkości szczytu na świecie. Robimy kilka nieudanych zdjęć, kupujemy jakieś pocztówki i wracamy do samochodu. Myślę, że poczucie rozczarowania dzielimy z pozostałą 100-tką ludzi. Tak, tak, to chyba najbardziej popularna atrakcja w okolicy.

Następny punkt programu to klasztor w Ghoom. Na zdjęciach wygląda o wiele lepiej- nie widać odrapanych, nie odmalowanych ścian, a sam główny dziedziniec wydaje się większy niż w rzeczywistości. Robimy kilka zdjęć i wracamy na parking.
Ostatni przystanek to Bathasia Loop- wzgórze z najsłynniejszą pętlą darjeelińskiej kolejki wąskotorowej. Pośrodku stoi również pomnik upamiętniający poległych Gurkhów w I i II wojnie światowej. Akcent folklorystyczny- na torach zazwyczaj rozkładają swoje stoiska sprzedawcy pamiątek. Kiedy jedzie pociąg, następuje gorączkowe zbieranie własnego towaru!

Jest koło godziny 7:00, kiedy wracamy do hotelu. Krótkie śniadanko (znów to samo miejsce) i zaczynamy się pakować. Jutro o 11:05 odjeżdża z NJP nasz pociąg do Patny, wobec tego musimy zjechać na dół, do Siliguri już dzisiaj.

Indie są niczym pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co trafi się w środku. Gdy spakowani, próbujemy wymeldować się z hotelu, słyszymy nieprawdopodobne wieści. Okazuje się, że wczoraj, w okolicach Kalkuty zabito jakiegoś urzędnika państwowego, mającego coś wspólnego z rozmowami na temat powstania Gurkhslandu. To tylko dolało oliwy do ognia i tak lokalnie niespokojnego regionu. Siliguri i New Jalapaiguri ogłosiły 24 godzinny strajk na transport kołowy do Darjeelingu. Miasto wraz z trwającą w nim konferencją zostało praktycznie odcięte. Ciężko nam uwierzyć w takie rewelacje. Przypuszczamy nawet, że właściciel hotelu chce nas naciągnąć na jeszcze na jedną noc, więc zostawiamy duże plecaki i wyruszamy na postój jeepów przy głównym rynku.
W mieście- chaos. Wszędzie demonstracje, ruch uliczny całkowicie zatamowany; na rogach stoją chyba jakieś bojówki- same dziewczęta (sic!) ubrane w dresy z napisem „ Gurkhsland Police”, w beretach, uzbrojone w bambusowe pałki. Czujemy się coraz bardziej niepewnie.

Na szczęście i tu panuje przekonanie, że poglądy polityczne to jedno, a pieniądze- drugie. Mimo, że oficjalnie cały transport został wstrzymany, udaje nam się znaleźć kierowcę, gotowego zwieźć nas na dół; niestety za dwukrotnie wyższą cenę. Nie mamy wyjścia- godzimy się na jego warunki ( strata biletu kolejowego byłaby bardziej dotkliwa).

Wracamy po plecaki i spędzamy następną godzinę w oczekiwaniu na resztę potencjalnych pasażerów. Właśnie wtedy poznajemy Patrick’a- Amerykanina ze stanu Georgia, podróżującego w stronę Nepalu (liczy na busa z Siliguri). Miło znów pogadać z kimś o normalnym akcencie. Wymieniamy się uwagami o Darjeelingu, Patrick opowiada o Varanasi- jest miło.

W końcu wyjeżdżamy- my, Patrick, para Chińczyków i 4 tubylców. Przez liczne demonstracje jesteśmy zmuszeni do objazdów, kluczenia i korzystania z dróg powszechnie uważanych za nieprzejezdne. Po około 5 godzinach kierowca dowozi nas na przedmieścia Siliguri ( chyba boi się wjeżdżać do centrum). Bierzemy rikszę (nasza czwórka westernerów) i ruszamy do miasta. Zostajemy po raz pierwszy naciągnięci- rikszarze domagają się po 100 INR za przejazd ( normalna cena to jakieś 40 INR). Zapamiętać: brać tylko riksze, których właściciele znają chociaż liczebniki po angielsku.
Meldujemy się w tym samym hotelu, co ostatnio, a Patrick rusza szukać transportu do Nepalu. Życzymy sobie powodzenia.

W kawiarence internetowej sprawdzam dostępność naszych następnych kilku pociągów. Mamy szczęście- jeszcze 3 z nich mają wolne normalne miejsca. Nie zamierzamy ryzykować- kupujemy je jeszcze dzisiaj. Następnie szybka kolacyjka i spać. Jutro - ciężki dzień.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 57 wpisów57 2 komentarze2 238 zdjęć238 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
15.12.2009 - 13.01.2010
 
 
13.07.2009 - 21.07.2009