W końcu przestało padać. Zaczęło lać. Po dojechaniu do naszego kempingu w Breclavie przez 5 minut siedzieliśmy w zaciszu samochodu, zbierając odwagę na przebicie się przez ścianę deszczu rozciągającą się jak okiem sięgnąć... czyli jakieś 5-6 metrów.
Pogoda oficjalnie nas pokonała. Wzdrygając się wewnętrznie na myśl o rozstawianiu namiotu w tym deszczu, wynajęliśmy malutki, 3-osobowy domek. Ponieważ było jeszcze wcześnie, zacisnęliśmy zęby i ruszyliśmy na zwiedzanie okolicy.
Morawy to jeden z najpiękniejszych zakątków Czech. Z powodu panującego tu specyficznego mikroklimatu, region ten jest znany z upraw winogron. Ponieważ panująca tam pogoda przypomina tą śródziemnomorską (my oczywiście mieliśmy pecha), Morawy często wzbudzały zainteresowanie szlachciców i notabli CK Austrii - ich domy i pałace letnie można spotkać na każdym kroku. My wybraliśmy się na zwiedzanie Zespołu parkowo-pałacowego Lednice-Valtice, wpisanym nawet na listę UNESCO.
Na pierwszy ogień poszły Lednice. Mały (według wciąż panującej w naszych głowach skali wiedeńskiej) pałacyk, kolorowe ogrody wyglądające ładnie nawet w deszczu, wystawa "sztuki prosto z dżungli", palmiarnie - to wszystko kiedyś należało do rodu Lichtensteinów, jednego z najbogatszych rodów Moraw. Zaliczone, a co ważniejsze, pogoda się poprawiła.
Waldek już od jakiegoś czasu nosił się z tajemniczą miną, więc kiedy powiedział, żebyśmy zatrzymali się na parkingu leśnym leżącym koło drogi relacji Lednice-Valtice (trasa nr 422), wiedzieliśmy, że ma dla nas jakąś niespodziankę. I rzeczywiście: po około 5 minutach spaceru wgłąb lasu, naszym oczom ukazał się ogromny, górujący nad drzewami łuk triumfalny, z kolumnami, rzeźbami i obowiązkową łacińską sentencją. Dopiero po bliższych oględzinach zauważyliśmy, że to tak naprawdę domek (sic!) myśliwski pewnego arystokraty, ukształtowany na modłę rzymską. To naprawdę surrealistyczne przeżycie - środek lasu, ptaki śpiewają, wiewiórki przebiegają nam pod nogami, a na polanie pyszni się olbrzymi łuk triumfalny.
Na deser zostawiamy sobie Valtice. Owszem, ładny pałacyk, ale... chyba widzieliśmy ich ostatnio za dużo. Pospacerowaliśmy sobie chwilkę po dziedzińcu, odpoczęliśmy nad fontanną i ruszyliśmy z powrotem na kemping.