Geoblog.pl    marcel    Podróże    India 2009/10    Zwiedzanie na poważnie
Zwiń mapę
2009
20
gru

Zwiedzanie na poważnie

 
Indie
Indie, Darjeeling
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9416 km
 
Na śniadanie zachodzimy do knajpki odkrytej w czasie wczorajszego spaceru. Przeżuwając nasze standardowe puri, zastanawiamy się nad planem dnia. Postanawiamy odwiedzić Rock Garden- park z formacjami skalnymi charakterystycznymi dla Himalajów ( a raczej terenów górskich w ogóle), położony w dolince, otoczony oczywiście polami herbaty ( tej, z której Darjeeling jest tak słynny), a następnie Mahanda Mandir- świątynię hinduistyczną położoną na samym szczycie Darjeelingu.

Znalezienie transportu do Rock Garden zajmuje nam trochę czasu, jednak w końcu udaje nam się znaleźć kierowcę busa, który za 500 INR zawiezie nas, poczeka i zabierze z powrotem do hotelu. Pakujemy się do jego wehikułu. Waldkowi przypada siedzenie koło kierowcy- tam fotel jest zepsuty i nie można się oprzeć. No nic, jedziemy; jeszcze tylko obowiązkowe tankowanie na stacji benzynowej ( tu chyba nikt nie bierze paliwa na zapas) i już zjeżdżamy serpentynami w dół zbocza. Wokół rozciągają się pola herbaty- małe zielone krzaczki wyglądające na przycięte cierpliwą dłonią ogrodnika- akrobaty… Niektóre zbocza są tak strome, że powinno się po nich chodzić z uprzężą i zabezpieczeniem.

Nie potrafimy sobie wyobrazić zbiorów herbaty w takim miejscu, ale to się udaje- liście z Darjeelingu uznawane są za jedne z najlepszych na świecie. W końcu dojeżdżamy. Umawiamy się z kierowcą za 1 godzinę i ruszamy ścieżką, kawałek w dół, by dojść do Rock Garden. Po obu stronach drogi rośnie zbita ściana lasu bambusowego. Nie możemy się przyzwyczaić, że ta roślina jest tu tak popularna jak nasza rodzima sosna.

Sam Rock Garden robi na nas spore wrażenie. Centralnym jego punktem jest wodospad o wielu kaskadach, co czyni go wdzięcznym obiektem większości robionych tutaj zdjęć. Ogród położony jest, jak wszystko tutaj, na zboczu. W górę wspinają się wąskie ścieżki, pnące się wokół różnego rodzaju głazów i roślinności typowej dla podnóża Himalajów. Lekko po lewej widzimy wielką rzekę głazów spływającą z góry. Lawiny błotne w porze monsunów to tutaj nic dziwnego- właśnie patrzymy na pozostałości jednej z nich.
Krążymy dookoła, urzeczeni majestatem natury w Skalnym Ogrodzie. Zdjęcia niestety nie oddają tego wrażenia- brak perspektywy jest zabójczy dla tutejszych widoków. Wracamy do samochodu i rozpoczynamy powolny wjazd pod górę.

W całym Darjeelingu - wielkie poruszenie. Jutro ma się tu odbyć konferencja przedstawicieli Gurkh’ów, rządu Indii oraz władz Sikkimu i Bengalu Zachodniego. Prawie wszyscy noszą tu narodowe stroje, wszędzie wiszą flagi Gurkhslandu a na murach malowane są wolnościowe hasła. Nasz kierowca wyprowadza nas z błędu- Gurkh’om nie chodzi o autonomię, lecz o stworzenie odrębnego stanu na terenie Indii. Jak nie wiadomo o co chodzi, zazwyczaj chodzi o kasę – zyski z tego regionu są naprawdę znaczne. Umawiamy się z naszym nowym znajomym na jutrzejszą ranną wycieczkę objazdową – chcemy zobaczyć wschód słońca na szczycie Tiger Hill ( podobno zabójczy widok na Kaczendzongę- góra zdaje się być ze srebra), następnie klasztor buddyjski w Groom oraz tzw. Bathasia Loop -miejsce widokowe upamiętniające Gurkh’ów poległych na polach walki w czasie I i II wojny światowej (okazuje się, że walczyli ramię w ramię z Polakami pod Monte Cassino). Cena wycieczki- kolejne 500INR (o 200INR taniej niż w hotelu).

Obiadek- oczywiście w naszej „knajpce.” Próbujemy również tutejszych słodyczy- bez rewelacji, chociaż kandyzowany kokos jest całkiem niezły.

Po południu ruszamy w górę Darjeelingu, planując znaleźć Mahakal Mandir. Słońce w górach potrafi zdziałać cuda. W połowie drogi zdejmujemy kurtki i polary. Mandir wygląda bajecznie kolorowo- wszędzie wiszą wielobarwne flagi modlitewne ze świętymi tekstami i modlitwami. Widzimy pierwsze małpy żyjące na wolności- czysta egzotyka, a tu widok tak powszedni jak psy i koty. Psy są tu także zresztą- grzeją się w zimowym słońcu. Dostajemy błogosławieństwo od jakiegoś mężczyzny w kapliczce- żółta kropka na czoło i szybko wymamrotana formułka. Mamy nadzieję, że za te 14 INR pozbyliśmy się całej, złej karmy…

Robi się już późno. Wstępujemy do znalezionej kafejki internetowej i na nowo odzyskujemy kontakt ze światem. Wracamy do hotelu w sam raz na koncert. Głos muezina nawołującego z pobliskiego meczetu, dzięki efektowi amfiteatru, rozbrzmiewa w całym mieście. Stajemy na balkonie, zasłuchani, świadomi, że słyszymy to pierwszy i ostatni raz (... albo i nie - dlaczego nie doczytałem, że muzułmanie modlą się 5 razy dziennie? I że w każdym mieście jest co najmniej jeden meczet z megafonem? Kolejny przykład na to, jak rutyna zabija wyjątkowość.)

Kiedy tylko śpiew cichnie miasto daje nam w prezencie dodatkowy dar - ze zbocza wzgórza, gdzieś nad nami rozbrzmiewa szybki rytm wybijany bębnem i talerzami. Jesteśmy zaskoczeni i zafascynowani. Ja z Waldkiem ruszamy na polowanie fotograficzne, jako jedyną wskazówkę mając rozbrzmiewającą muzykę.
Po około 10 minutach kluczenia po mieście ( szukanie czegoś tylko na słuch nie jest łatwe- dźwięk to wzmacnia się, to niknie a układ ulic nie ułatwia orientacji), trafiamy w okolice meczetu, gdzie… grupka dzieci w wieku od 7 do 16 lat ćwiczy grę na tutejszych instrumentach, dając przy okazji fascynujący koncert. Zagadujemy do nich i robimy przy okazji całą sesję zdjęciowo- filmową. Dzieciaki są wniebowzięte- tańczą, skaczą, wygłupiają się. Żegnamy się z nimi, na zakończenie wręczając 100 INR (jak na tamtejsze warunki - sporo... ale to wciąż tylko 6 zł). Wszyscy - i my i oni są szczęśliwi.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 57 wpisów57 2 komentarze2 238 zdjęć238 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
15.12.2009 - 13.01.2010
 
 
13.07.2009 - 21.07.2009