Śniadanie, check-out i jedziemy do NJP. Tam kolejna niespodzianka – nasz pociąg jest opóźniony o 9 (!!) godzin. Czeka nas dużo czekania – znaleźliśmy wolny, zacieniony kawałek w miarę czystej podłogi i obserwujemy podróżnych.
Indyjski styl bycia jest fascynujący – wszyscy ze stoickim spokojem przyjmują to kosmiczne opóźnienie – wyciągają zapasy, czytają gazety, wokół kreci się sprzedawca chai – nikt się nie denerwuje. W Polsce (i krajach zachodnich) coś takiego byłoby nie do pomyślenia – wszędzie rozlegałyby się wrzaski, narzekania, kilku krewkich biznesmenów pobiłoby jakiegoś Bogu ducha winnego kolejarza…
Kolejna, tym razem miła niespodzianka – na stacji spotykamy Suresh’a! Jest bardzo miło – fajnie jest spotkać znajomego już po tygodniu w Indiach. Pociąg Suresh’a właśnie odjeżdża więc żegnamy się w locie i wracamy do monotonnego czekania.
Pociąg przyjeżdża w końcu koło 21. W naszym przedziale trafiamy na ojca z córką – też jadą do Patny. Gadamy chwilkę, ale jesteśmy dość zmęczeni i idziemy spać.