Geoblog.pl    marcel    Podróże    India 2009/10    Advantages of following Jesus
Zwiń mapę
2009
25
gru

Advantages of following Jesus

 
Indie
Indie, Vārānasi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10024 km
 
Komary! Tabuny wygłodniałych krwiopijców! Okazało się, że nasze drzwi od balkonu mają szpary grubości palców- wielkie komarowe drzwi z napisem „Jedz, ile zdołasz !”
Kupujemy gazety, by je uszczelnić. Jedna z nich, z okazji Świąt Bożego Narodzenia, ma cały artykuł o Zbawicielu i krótką notkę pod tytułem: „Advantages of following Jesus”.
Nie powiem, podejście Indii do religii bardzo mi się podoba.

Skoro już o teologii mowa, postanowiliśmy w końcu zobaczyć trochę hinduskich świątyń.
Ruszyliśmy w stronę Assi Ghatu, odkrywając wcześniej na mapie spore, zlokalizowane tam skupisko świątyń. Niestety nie mamy szczęścia- z powodu święta państwowego zamknięta jest większość z nich. Z bliska , choć jedynie z zewnątrz, oglądamy Świątynię Durgi. Nic specjalnego, ot średniej wielkości czerwona budowla. Wracamy powoli nad ghaty nagabywani przez coraz to innych rikszarzy i sprzedawców. Nad ghatami, bardziej z nudów, niż z zainteresowania, targujemy się z właścicielem łódki. Gdy cena staje na 100 INR/3os za podwózkę do Mir Ghatu, godzimy się.

Ganges widziany z środka nurtu wygląda o wiele lepiej niż z Ghatów. Znika przybrzeżny pas śmieci i nieczystości, a woniejące niespodzianki są tu sporadyczne, aczkolwiek spotykane (w pewnym momencie mija nas trup krowy, płynący leniwie z nurtem rzeki).
Święta krowa w świętej rzece…

W połowie drogi natykamy się na łódkę pełną hinduskich dzieci- okrzykom „hello !” i machaniom rękami nie ma końca.

Kiedy wysiadamy w umówionym miejscu, płacąc przewoźnikowi ustaloną wcześniej kwotę (cwaniaczek próbuje podbić stawkę do 120 INR). Zagłębiamy się w kręte, przynabrzeżne uliczki, próbując dojść do głównej ulicy. Prawie natychmiast tracimy pewność kierunku- przejścia między domami wiją się, zakręcają, robią się coraz bardziej wąskie. Nic to- poznajemy Varanasi „ od kuchni”.

W końcu po 15 minutach zagubienia w czasie i przestrzeni wychodzimy w okolicach ulicy Chawk- głównego bazaru Varanasi. Tu sprzedaje się wszystko- od sari po owoce.
Nie mamy jednak sił na zakupy. Wracamy ghatami do hotelu, by przygotować się do obiadokolacji.

Posiłek jemy w Chatney- cichej restauracji na tyłach Shivala Post Office. Jesteśmy bardzo miło zaskoczeni- po zgiełku i brudzie codziennego Varanasi, stanowi przyjemną odmianę (cicho, spokój, obsługa na europejskim poziomie, mydło w łazience!). Lokal prowadzony przez Hindusa, mającego rodzinę w USA, jest oazą spokoju.
Wracamy do hotelu - Waldek trochę źle się czuje (grypa żołądkowa?), więc z Pawłem idziemy do restauracji na górze grać w zakrywane makao ( makao, gdzie karty kładzie się koszulką do góry i określa ich wartość - świetna gra na blefowanie). Jutro czekają nas zakupy i zobaczenie wieczornej Ceremonii Aarti- ciężki dzień…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 57 wpisów57 2 komentarze2 238 zdjęć238 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
15.12.2009 - 13.01.2010
 
 
13.07.2009 - 21.07.2009