Geoblog.pl    marcel    Podróże    India 2009/10    Fort Amber
Zwiń mapę
2010
09
sty

Fort Amber

 
Indie
Indie, Jaipur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11898 km
 
Check-out z hotelu, szybki kurs do dworca, by zostawić bagaże i jedziemy do Jantar Mantar, olbrzymiego obserwatorium astronomicznego wzniesionego w całości z kamienia i marmuru przez maharadżę Dźaj Singha II. Zostało założone bardziej ze względów astrologicznych niż astronomicznych (Hindusi przywiązują ogromną wagę do astrologii i horoskopów). Zwiedzamy je w (oczywiście) zimnie i mgle – nihil novi w hinduskiej zimie. Ilość przeróżnych, zazwyczaj olbrzymich przyrządów robi wrażenie – co do niektórych tylko domyślamy się przeznaczenia. Największe wrażenie robi gigantyczny zegar słoneczny, pokazujący lokalny czas słoneczny z dokładnością do 2 sekund! Co lepsze, podobno przy użyciu białej kartki można za jego pomocą dostrzec plamy na słońcu!

Naszym drugim (i jednocześnie ostatnim) punktem wyprawy na dziś jest Fort Amber i jego okoliczne zabytki – Fort Jaigarath oraz mury obronne na pobliskich wzgórzach. Bierzemy motorikszę i jedziemy – zimno straszne, a do tego wieje. Po drodze mijamy pierwsze słonie - liczymy na to, że w okolicach fortu będzie ich więcej, wiemy, że można wjechać do twierdzy na tych ogromnych zwierzętach.

Fort Amber, i górujący nad nim Fort Jaigarath (Fort Zwycięstwa) są położone na wzniesieniu otoczonym innymi wzgórzami. W dolinie mieści się miasto Amer (nic specjalnego – ot, zwykłe indyjskie miasto). Układ terenu to prawdziwa twierdza, wzmocniona przez mury zbudowane na okalających forty wzgórzach. Same umocnienia wyglądają świetnie – z daleka przypominają fragment Wielkiego Muru Chińskiego, wijącego się na wzniesieniach.

Mamy małego pecha, wjazd do fortu będzie czynny dopiero od 15:30 – słonie muszą coś zjeść. No nic, wobec tego obracamy nasz plan na druga stronę – zaczynamy najpierw od Fortu Zwycięstwa. Czeka nas dość długie strome podejście pod górę – Jaigarath jest położony jeszcze wyżej niż Amber, co spowodowało, że zasłużył sobie na miano niepokonanego – nigdy w historii nie został zdobyty!

Po drodze spotykamy wygrzewające się na słońcu małpy. Zaczynamy karmić ciastkami jedną z nich, by zrobić jej zdjęcia. Zły pomysł – nagle zza muru wyskakuje całe stado, licząc na darmowe jedzenie. Wolimy nie ryzykować furii wściekłych małp – rzucamy ciastko za siebie i szybko się oddalamy, gdy zwierzaki walczą o kawałek łakocia. W końcu docieramy na sama górę. Fort jest naprawdę spory – wysokie mury, dziedzińce, komnaty oraz wieże obserwacyjne widać dosłownie wszędzie. Widok – naprawdę niezwykły. Mamy przed sobą całą dolinę i widzimy wyraźnie fort Amber oraz zewnętrzne mury prawie jak z lotu ptaka.

Okazuje się, że w warowni przez ok. 300 lat działała odlewnia dział armatnich – korzystamy z okazji i oglądamy wystawę narzędzi używanych do ich wyrobu oraz zbiór uzbrojenia indyjskiego na przestrzeni lat.

Schodzimy na dół, by zobaczyć Fort Amber od środka. Mimo, ze twierdza należała do rodu radżpuckiego, w ozdobach widać wyraźnie wpływy muzułmańskie – symetrię figur geometrycznych oraz motywy kwiatowe. Wrażenie robią prywatne komnaty żony maharadży – ściany oraz sufit wyłożone są malutkimi kawałkami luster. Musiało wyglądać to magicznie, zwłaszcza nocą przy blasku świec.

Wracamy do miasta Amer akurat, by trafić na wznowienie słoniowych kursów. Okazuje się, ze jeden słoń może zabrać tylko dwie osoby. Wobec tego bierzemy dwa; trochę drogo (570 INR/słonia) , ale na szczęście przewidzieliśmy ten wydatek. Losuję samotne miejsce na drugim słoniu i ruszamy w drogę, powolnym krokiem wspinając się (znów) do fortu Amber. Po drodze jakiś młody Hindus próbuje mi wcisnąć turban za 20 (oczywiście USD) – wyśmiewam go okrutnie (siedzenie na słoniu daje genialna pozycję we wszystkich targach!), a ten , klucząc i unikając nóg mojego słonia schodzi z cena do 100 INR (ponad 10 krotne przebicie – nowy rekord pobity!) – kupuję ten turystyczny kicz dla śmiechu.

Wjazd do fortu wygląda świetnie – oczy wszystkich zwiedzających zwrócone są na nas (zastanawiają się, co za idioci zapłacili majątek za taką krótką przejażdżkę) a my, powoli okrążając plac, roztaczamy atmosferę dobrotliwego majestatu – z tym turbanem czuję się jak maharadża. Bezczelny „kierowca” słonia wzgardza (wymuszonym przez siebie) napiwkiem w wysokości 10 INR, więc dostaje figę z makiem; nawet na tabliczce informacyjnej przy końcu trasy jest napisane „No tipping!” (oraz „photos with elephants not allowed”).

Zwiedzamy jeszcze pobliskie ogrody, gdzie zostajemy zaczepieni przez grupę indyjskich dziewcząt z prośbą o wspólne zdjęcie. Zostajemy tam jeszcze trochę – na terenie bardzo dobrze gra nam się w makao. Humory świetne – nawet naciągacze nam nie przeszkadzają, osiągnęliśmy już taki poziom, że pozbywamy się ich w kilkanaście sekund.

Kiedy się ściemnia, wracamy powoli do Jaipuru na dworzec. Pociąg spóźnia się o godzinę, ale to nic – spokój i cisza pod fortem Amber poprawiły nam humory tak znacząco, że teraz nic nie może ich zepsuć.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 57 wpisów57 2 komentarze2 238 zdjęć238 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
15.12.2009 - 13.01.2010
 
 
13.07.2009 - 21.07.2009