Historia w końcu zatoczyła krąg – siedzimy w Mc Donaldzie na dworcu w Old Delhi, w tym samym co na początku wyprawy, a na tablicach informacyjnych wyświetla się nasz pierwszy pociąg – Mahananda Express o 6:40. To zdumiewające – tym razem dworzec wydaje się normalnym, nieodbiegającym od reszty miejscem. To pokazuje, jak bardzo przez ten miesiąc zmieniła nam się perspektywa oraz spojrzenie na otaczający świat.
Trafiamy oczywiście na Pahar Ganj, okolice Main Bazar – delhijskiej mekki globtroterów. Zameldowujemy się w jakimś hotelu w bocznej uliczce i idziemy spać – zimno jest strasznie! Ponieważ zostajemy w Dehli przez niecałe trzy dni, podejmujemy szalona decyzję zmiany hotelu na jakiś bardziej luksusowy. Po (dość chłodnym) odpoczynku wychodzimy na miasto i rezerwujemy dwie kolejne noce w hotelu Gold Regency (1100 INR/noc – nasz najdroższy hotel w Indiach). Reszta dnia – totalna bumelka, nawet nie chciało nam się zacząć robić zakupów. A warunki ku temu są naprawdę sprzyjające – cała ulica Main Bazar to jeden wielki stragan, dosłownie ze wszystkim – tekstyliami, rękodziełem, biżuterią, przeróżnymi pamiątkami, prostą elektroniką itp. Dookoła mnóstwo restauracji, garkuchni i barów – ciekawe jakie smakołyki można tu znaleźć?