Matko Przenajświętsza! W końcu siedzimy w pociągu na naszych miejscach!
Zapowiadało się nieciekawie- musieliśmy pokonać rzekę ludzi, płynącą w drugim kierunku, znaleźć, wywieszone w ostatnim momencie, listy pasażerów( jest tam informacja o tym, w którym wagonie są nasze miejsca), a następnie odszukać nasz wagon ( wrzeszcząc : S1! S1!).
Przez pomyłkę prawie lądujemy w innym pociągu. Na szczęście dwaj mnisi buddyjscy wyprowadzają nas z błędu. Na peronie panuje chaos-mijają nas wózki towarowe (chyba z ryżem), ludzie z walizkami na głowach, indyjscy guru w pomarańczowych szatach- istne mrowisko. Poznajemy się z Galepo - naszym współtowarzyszem podróży. Nasz nowy znajomy wygląda bardziej na Chińczyka. Później dowiadujemy się, że należy do ludu Gurkha, separatystów dążących do utworzenia autonomii Gurkhslandu na terenie Sikkim- właśnie tam leży Darjeeling, do którego zmierzamy.
Nawet jazda pociągiem w Indiach to niezapomniane przeżycie. Wagon nie ma przedziałów, ludzie poruszają się więc swobodnie rozmawiając, jedząc, śmiejąc się i słuchając muzyki z przenośnego radia (hity z Bolywood oczywiście!). Pośród całego tego zgiełku przewija się tłum sprzedawców z jedzeniem, wszechobecnym czai („Czai! Czai! Garam czai!”) - herbatą oraz różnymi drobiazgami (bateriami, szczoteczkami do zębów lub kocami). By dopełnić tego malowniczego obrazka, na każdej stacji pociąg atakowany jest przez żebraków- kaleki, niewidomych śpiewaków, kobiety z dziećmi oraz hidźra (eunuchów- mężczyzn przebranych za kobiety; tzw.trzecią płeć!) Zdążymy się jeszcze do tego wszystkiego przyzwyczaić- jazda pociągiem potrwa do jutra, do godziny 13:30.