Wszystko dobre kiedyś się kończy – pakujemy nasz ekwipunek, żegnając się z naszym pokoikiem, małpami okupującymi balkon, biedakami ze slumsów po lewej i krematorium po prawej. Ponieważ pociąg mamy dopiero o 18:30, oddajemy nasze plecaki do przechowalni w hotelu i ruszamy po raz ostatni na miasto. Chciałbym kupić jakąś płytę z indyjską muzyka lecz nie mam szczęścia – żadna nie podoba mi się na tyle, by płacić za nią prawie 400 INR, a na moje narzekania na cenę sprzedawca zamiast upustu proponuje mi piracką wersję.
Ciekawa sprawa - w Varanasi prawie każde dziecko puszcza latawca. Codziennie nad Gangesem można ujrzeć całe szwadrony tych papierowych ptaków, wykonujących przeróżne ewolucje. Co się okazuje, ten sport/zabawa jest chyba bardzo popularna w całych Indiach – podobne sceny widzimy również w Agrze, Jodhpurze, Jaisalmerze oraz Jaipurze. Narodowa rozrywka?
Załatwiamy jeszcze kilka spraw i wracamy do hotelu po plecaki. Następnie chwila targowania z kierowcą motorikszy (cena staje na 70 INR) i już pędzimy w kierunku dworca. Pociąg przyjeżdża spóźniony tylko o 40 min – w Satnie powinniśmy być koło 3:00 nad ranem.