Geoblog.pl    marcel    Podróże    India 2009/10    Agra
Zwiń mapę
2009
30
gru

Agra

 
Indie
Indie, Āgra
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10683 km
 
Pociąg spóźnił się około 1,5 godziny, więc dopiero koło 10:00 wylądowaliśmy w dzielnicy Taj Ganj – bazie hotelowej dla backpackersów, dosłownie rzut kamieniem od Taj Mahal. Pierwszy z hoteli był już pełen (Saniga Palace) więc po ok. pół godzinie szukania trafiamy do Saii Palace (miłe miejsce ze średnio drogą restauracją na dachu z widokiem na Taj, pokoje o dość zróżnicowanej wielkości, ale schludne i czyste – do polecenia), wciąż w towarzystwie rikszarza, próbującego nas namówić na wynajęcie jego pojazdu na cały dzień, by pozwiedzać zabytki Agry. Na szczęście w końcu się poddaje, i w spokoju wyruszamy na późne śniadanie. Decydujemy się na Indian Cafe, lokal położony prawie naprzeciwko Shanti Lodge. Siadamy przy stoliku na półotwartym pierwszym piętrze mając świetny widok na spektakl uliczny odgrywający się pod nami – stada psów, motoriksze, krowy, ściek płynący (a raczej leniwie płynący) wzdłuż jezdni oraz cała paleta barw – kobiety w różnokolorowych sari, stosiki z bananami, papają, ananasami a ponad nimi wszystkimi małpie rodziny wędrujące po dachach z miejsca na miejsce. (Najnowszy dowcip prosto z Indii: Dlaczego krowa przeszła przez ulice? Bo żyje w mieście).

Ceny z menu wyglądają bardzo zachęcająco, a co ważniejsze, jedzenie jest naprawdę smaczne (non veg. thali – niebo w gębie!). Idziemy na całość i zamawiamy jeszcze lassi, co prowadzi do zabawnej sytuacji oraz uczy nas co nieco o systemie zaopatrzenia restauracji w Indiach.

Ja: Can I have mango or papaya lassi?
Właściciel (ukradkowy rzut oka za okno na pobliski stragan): Mango not possible, papaya maybe.
Ja: And banana?
Właściciel: Banana? Of course! (na straganie piętrzą się całe kiście)

No cóż, przynajmniej wiemy, ze wszystko będzie świeże (właśnie widzimy syna kelnera wracającego za sklepu z jajkami na nasze omlety).

Po sutym śniadanku wyruszamy w stronę Taj Mahal (podobno 2 min od naszego hotelu). Omijając rozbrykaną gromadkę małp, docieramy do brzegu Jamuny, rzeki przepływającej na tyłach Taj Mahal. Po raz pierwszy widzimy tą fascynującą budowlę z tak bliska.To szczera prawda, że w rzeczywistości robi większe wrażenie, niż na zdjęciach. Trzaskamy mu kilka fotek (tak pro forma) i decydujemy się na zwiedzanie Czerwonego Fortu w Agrze.

Twierdza jest naprawdę wielka – sam mur zewnętrzny ma 2,5 km długości i ok. 25 m wysokości. Słono płacimy za wstęp (300 INR/os) i ruszamy traktem pod górę w kierunku pierwszej bramy.

Czerwony Fort rzeczywiście jest czerwony – odpowiada za to specjalny piaskowiec, z którego zbudowana jest twierdza. Wszędzie dookoła widać same motywy roślinne oraz geometryczne (jako, że władca – budowniczy był muzułmaninem niedozwolone były rysunki zwierząt i ludzi) – pomieszczenia i place wydają się przez to ascetyczne, lecz po bliższych oględzinach można dostrzec kunszt i finezję misternych zdobień. Zastanawiamy się nad ogromem bogactwa, jakie musiała pochłonąć budowa fortu – teraz coś takiego chyba nie byłoby możliwe.

W drodze powrotnej zahaczamy o główne wejście do Taj Mahal – kolejka jest po prostu gigantyczna. Decydujemy się kupić teraz bilety i zwiedzić mauzoleum drugiego stycznia z samego rana.

W drodze powrotnej zaczepia mnie uliczny handlarz z „ręcznie robionymi” podróżnymi szachami w małym gustownym pudełku. Na standardowe pytanie: ile? Odpowiada: 20, lecz kiedy wyciągam 20 INR, szybko prostuje, że chodziło o 20 USD (szok!). Jedno wyśmianie i dwadzieścia metrów dalej szachy są już warte 100 INR (~ 2 USD) – dziesięciokrotnie mniej! Kupuje je, będzie fajna pamiątka z targowania.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 57 wpisów57 2 komentarze2 238 zdjęć238 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
15.12.2009 - 13.01.2010
 
 
13.07.2009 - 21.07.2009